Fafi była moim wymarzonym, ukochanym psem. Bardzo o niej marzyłam, aż pewnego dnia mój mąż (wtedy jeszcze chłopak), pojechał po nią z moją przyjaciółką Monią i zrobili mi niespodziankę. Pamiętam ten dzień.
Dziewczynki nie znały domu bez Fafi – była w nim od początku ich życia. Siedziała przy łóżeczkach, przybiegała gdy płakały. Bawiła się z nimi, chodziła na spacery.
Była z nami ponad 13 lat, z czego ponad 10 w zdrowiu. Około 3 lata temu zaczęła chorować na serce, potem nerki, ale miała się dobrze – dbaliśmy o nią, przyjmowała leki i wszystko wskazywało na to, że będzie z nami jeszcze długo.
Ostatni rok był już inny, widzieliśmy postępy choroby, a w listopadzie 2023 sytuacja bardzo się pogorszyła. Przestała jeść, nie chciała pić, prawie już nie wstawała. Po kilku dniach kroplówek, nasza pani weterynarz powiedziała, że nerki już nie pracują, a chore serce nie udźwignie dializ.
To był poniedziałek. Rafał wziął ją z kliniki i przyjechał do domu. Musieliśmy podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu. Dziewczynki tuliły się do Fafi, a my wiedzieliśmy, że następnego dnia o tej porze już jej z nami nie będzie.
We wtorek wszyscy zostaliśmy w domu. Każdy miał swój sposób na ten dzień i niczego nie narzucaliśmy. Dziewczynki leżały z nią na kanapie, tuliły. Wiki nie dopuszczała do siebie tej myśli – każda próba wstania Fafi wywoływała jej nadzieję “Mamo zobacz! Ona chodzi, chyba chce jeść, Zobacz mamo!!!” A nam pękały serca…
Potem już wszyscy siedzieliśmy przy niej płacząc jednym głosem. Zrobiliśmy ostatnie zdjęcie w piątkę. Obcięłam jej też trochę sierści, bo miałam pomysł na figurkę z sierścią.
Żegnaliśmy się z nią długo. Moment, kiedy Rafał ją zabierał był chyba najgorszym w życiu – dziewczynki nie chciały jej puścić. Płakały tak głośno jak nigdy, a ja razem z nimi. Siedziałyśmy wtulone w siebie i nie mogłyśmy przestać.
Chociaż najtrudniej i tak miał mój mąż…. umarła na jego rękach.
Płakaliśmy głośno i przez wiele dni.
Jak sobie poradzić z utratą psa?
Każdy pewnie znajdzie swój sposób, każdemu pomaga coś innego, ale u nas pomogło kilka rzeczy:
- “smutek musi się wysmucić”…. mocno w to wierzę. Nie tłumiliśmy smutku, nie chowaliśmy się przed dziećmi, bo chcemy żeby one znały i umiały wyrażać różne emocje. One płakały, my płakaliśmy – nie wstydziliśmy się tego. My rodzice płakaliśmy chyba nawet więcej – za tych 13 lat, za nie. Rozmawialiśmy o tym między sobą, rozmawialiśmy o tym z przyjaciółmi i piękne jest to, że nawet dorośli silni mężczyźni pociągali nosem, a oczy im się pociły i to było normalne.
- czas na rozpacz w swoim stylu – dziewczynki mogły nie iść do przedszkola/ szkoły, Rafał wpadł w wir pracy, ale widziałam że gdy schodził po kawę to szukał Fafi spojrzeniem. Ja nie przestawałam płakać. Nie chcieliśmy się spotykać, nie chcieliśmy nic. I daliśmy sobie na to czas. My dorośli nieco więcej, a dziewczynki już w czwartek chciały pójść do szkoły/ przedszkola. Powiadomiłam ich panie wychowawczynie i mamy najlepszych koleżanek – chciałam, żeby miały wsparcie. Opowiadały mi potem, że gdy chciało im się płakać to mówiły koleżance i mogły się przytulić – podobno to im bardzo pomogło.
- wspominaj – dużo siedzieliśmy, wspominaliśmy i godzinami oglądaliśmy zdjęcia. Mamy też przepiękne pamiątki, które w momencie ich rozpakowywania znowu rozdzierały nam serca, ale teraz zajmują honorowe miejsca w naszym domu i patrzę na nie z ogromną radością. Zamówiłam łapkę z żywicy od Damar. Moja przyjaciółka zamówiła dla nas bombkę od Stumilowego Lasu z całą naszą rodziną. Dodatkowo WallMe zrobiło nam przepiękny prezent w postaci zdjęcia Fafi na szkle – wisi teraz tam, gdzie spędzaliśmy razem najwięcej czasu.
- leczenie ran przez pomaganie – szybko chcieliśmy usunąć rzeczy Fafi z domu. Usunąć albo schować, żeby nie patrzeć. Chociaż widzimy i słyszymy ją do teraz… Podzieliliśmy wszystko na dwie części i oddaliśmy na dwie zbiórki dla schronisk.
- opowiedz komuś – dużo o tym rozmawialiśmy: z dziećmi, z rodzicami, z przyjaciółmi. Ja opowiedziałam Wam na Instagramie i dostałam wtedy mnóstwo wsparcia i Waszych historii. Mnie pomogło.
- daj sobie czas – piszę to dwa miesiące po stracie Fafi. Płaczę jak wtedy. Nie oczekuj od siebie, że musisz stanąć na nogi szybko i na 100%.
- wiele osób polecało nam też szybkie zastąpienie Fafi kolejnym pieskiem, ale totalnie nie byliśmy na to gotowi. Poza tym – jak “zastąpić” członka rodziny?
P. S. Szukanie zdjęć to takie trochę wbijanie sobie igły w serce na nowo. Kolejny raz uświadomiłam sobie, że Fafi była z nami w każdym momencie życia.
Może pomyśl o człowieku lub o zwierzęcym przyjacielu w ten sposób? Wykorzystaj to, póki nie jest za późno…
Przeczytałaś? To zostań ze mną na dłużej!
Wpadnij na mojego Instagram’a
Odwiedź Facebook’a
Możesz też zrobić zakupy w moim sklepie i powiedzieć #mamczasdlasiebie!