Wczoraj pokłóciłam się z moim mężem. Jesteśmy przepracowani, spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę, ciągle pędzimy, ciągle za czymś gonimy, ciągle chcemy więcej a i tak ciągle nam mało. Gdy emocje opadły, przytuliłam się do niego i powiedziałam: “wiesz, najbardziej się boję że życie może chcieć nauczyć nas pokory”.
Tego samego dnia wieczorem dowiedziałam się, że zmarła moja koleżanka ze studiów. Nie widziałyśmy się dawno, nie byłyśmy już bardzo blisko, nie miałyśmy kontaktu od kilku lat. Od pewnego czasu to było raczej takie fejsbukowe obserwowanie i czasem komentowanie zdjęć, ale tego wieczoru wylałam morze łez. Łez poczucia niesprawiedliwości, łez współczucia, łez strachu.
Dziewczyna w moim wieku – przegrała walkę z rakiem. Zostawiła dwie córeczki, męża, rodziców, rodzeństwo, przyjaciół…
Jej mąż napisał, że była jego latarnią w życiu, że nie wyobraża sobie dalszego życia bez niej, ale ma misję – chce wychować ich córki na takie kobiety jak ona.
Długo w nocy nie mogłam zasnąć. Myślałam o niej, o jej córkach, o mężu, o rodzinie. Łzy wracały co kilka chwil.
Ale uświadomiłam sobie (kolejny raz!) jedną sprawę – życie daje nam czasem sygnał, że trzeba umieć się zatrzymać. Trzeba umieć doceniać, łapać chwile, czerpać to co piękne. Bo czasami złościmy się na rzeczy, na które nie mamy wpływu. Marudzimy, narzekamy, pędzimy, gonimy. Tylko po co?
Dlatego chcę Ci powiedzieć: STOP!
Zatrzymaj się, zachwyć się, może przestań marudzić na chwilę, może doceń, może przytul się. Żyj!
To chyba najkrótszy tekst na blogu, ale chciałam go tu mieć. Dla siebie i dla Was – dla siebie, by mi przypominał o tym co w życiu ważne i piękne. Dla Was, bo może chociaż jednej z Was przypomni, by nie pędzić bez przerwy.