Praca w domu zawsze kojarzyła mi się z późnym wstawaniem, kawą o każdej porze, z uśmiechniętym bobasem i czasem na wszystko. Jak jest naprawdę? Mam czas na kawę, czy nie mam?
Nie wiem dlaczego zaplanowałam sobie pisanie tego tekstu na czas, kiedy obie córki są w domu – młodsza chwilę przed żłobkiem, a starsza ma akurat wakacje. Kiedy pierwszego dnia zaczęłam pisać, to miałam ochotę skończyć jednym zdaniem – „olej to – nie da się i już!” ? I tu już pojawia się pierwsza ważna rzecz, o której chciałam powiedzieć – starsze dziecko mam w żłobku i to jest ogromnym ułatwieniem. Z jednym dzieckiem w domu, da się tak poukładać dzień, żeby trochę popracować. Oczywiście wszystko zależy od temperamentu malucha, od Waszego harmonogramu dnia, lub jego braku ? , ale generalizując da się to zrobić.
Pracę w domu zaczęłam ponad 3 lata temu – byłam wtedy w pierwszej ciąży. Potem kiedy Wiki była malutka, to praca w domu w dalszym ciągu była bułką z masłem. Ona albo spała, albo bawiła się na macie. Miałam czas na pracę, na sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie, wymyślanie ciast i inne obowiązki. Ale nie oszukujmy się – pisałam wtedy raz na 2-3 tygodnie, nie miałam tylu zleceń, nie miałam Instagrama, nie miałam tylu pomysłów, nie myślałam o blogu jak o biznesie. To stało się nagle – blog zaczął rosnąć, klienci zaczęli pisać, pomysły na „więcej i bardziej” same wpadały do głowy. Z uczącą się chodzić Wiki było już nieco trudniej, ale nadal do zrobienia. O organizacji czasu z jednym dzieckiem kiedyś pisałam TU, od tego czasu życie trochę zweryfikowało moją efektywność, ale nadal jest dobrze! Chcecie aktualizację tego tekstu? Mam napisać, jak organizuję nasze życie rodzinne przy dwójce dzieci, otwieraniu własnego biznesu itd?
Ale wróćmy do sedna. Jak teraz wygląda moja praca w domu? O czym muszę pamiętać? I czy to się w ogóle udaje?
- priorytety – przede wszystkim dziecko! Jestem w domu, bo przede wszystkim mam się zajmować dzieckiem – to jest główny cel. Pracuję kiedy Neli śpi, kiedy ma chwile że bawi się sama, kiedy sytuacja na to pozwala. Priorytetem jest jednak ona – jej spacer, jedzenie, zabawa.
- miejsce pracy – pracuję nad tym ? Póki co moje biuro to stół w salonie – codziennie rano rozkładam na nim komputer, kalendarz, dokumenty, dostawiam kubki z kawą… i strasznie mnie to irytuje! Ale to się zmieni – tworzę biuro w sypialni i już wiem, że to będzie moje miejsce!
- skupienie! Dlaczego miejsce pracy jest tak ważne? M. in. dlatego, że kocham ład i porządek – i jak siedzę w salonie i piszę, to nie powiem co mnie trafi widząc smugę na lodówce, brudny kubek na blacie w kuchni, plamę na szybie piekarnika. No już tak mam i tyle… Trzeba sobie to poukładać w głowie, albo zamknąć się gdzieś, gdzie oczy będą widziały tylko miejsce pracy i skupią się tylko na tym.
- dzień sprzątania – to sprzątanie spędza mi sen z powiek! Sprzątanie, gotowanie, pieczenie… Uwielbiam sobie rano wstać, ugotować coś pysznego w czystej kuchni i upiec ciasto – ale to wiąże się z tym, że stracę 3/4 dnia. Dlatego właśnie ustaliłam sobie, że sprzątam mieszkanie i szaleję w kuchni w piątki. W pozostałe dni ogarniam mieszkanie wieczorem, tak by rano zrobić sobie kawę na czystym blacie ? I zacząć pracę wcześnie, w akceptowalnym porządku. Tak… zastanawiam się, czy to sprzątanie nie jest jakąś chorobą… ?
- ułatwianie życia – o organizacji i ułatwianiu życia napiszę dla Was obszernie i osobno, ale póki co kilka drobnych sekretów – nauczyłam się wreszcie przeliczać ile czasu na coś stracę, ile w tym czasie mogę zarobić i czy to mi się opłaca. Tym sposobem korzystam z zakupów Tesco online, korzystam z prasowania na telefon i mam panią do mycia okien. Chodzi mi po głowie pani do sprzątania… ale przecież nikt nie posprząta tak, jak ja!! ?
- plan dnia – kocham planować! Planuję wszystko ? Wiem co jest po czym i wtedy czuję się bezpiecznie. Wiem, że np. Neli wstaje o 6, ma drzemkę około godziny 9/10, więc rano kiedy połowa rodziny wychodzi do żłobka/ pracy, Neli je śniadanko, ja odpisuję na priorytetowe maile. Dzięki temu wiem, co danego dnia muszę zrobić. Dalej gotuję obiad, Neli się bawi, potem bawię się z nią i idzie na drzemkę – wtedy siadam i pracuję, aż nie wstanie. Dalej idziemy na spacer, wracamy na obiad i kolejna drzemka ? Wtedy ja znowu siadam w moim salonowym biurze. Następnie wraca druga połowa rodziny i przeważnie idziemy z dziećmi na plac zabaw. Wracamy, jemy kolację, kładziemy dzieci spać… Co wtedy robię? Znowu siadam przy komputerze ? W wieczory wplatam też endermologię i treningi lub rower. Lubię też gotować wieczorami, kiedy dzieci już śpią, ja wypełniam kieliszek ulubionym Chianti i oddaję się kulinarnemu szaleństwu.
- plan pracy – bez tego nie ruszymy z miejsca. Trzeba wiedzieć co się chce osiągnąć i jak do tego dojść. Sama sobie rozpisuję zadania na każdy dzień, sama się kontroluję, sama ustalam sobie plan naprawczy. Bez tego bym zwariowała.
- współpraca z mężem/ ojcem dziecka. Od dawna wyznaję zasadę, że nie ma czegoś takiego jak macierzyństwo – jest rodzicielstwo! Jeżeli żyjesz z ojcem dziecka, to macie takie same prawa i takie same obowiązki. On ma prawo leżeć na kanapie i Ty też masz takie prawo. Ty masz prawo wyjść bez dzieci i on też je ma. Ty masz obowiązek zająć się dziećmi i on też go ma. Partnerstwo to podstawa! Gdyby 3 lata temu mój mąż założył, że ja mogę tylko zmieniać pieluchy, gotować obiady i sprzątać, to byłabym teraz bardzo nieszczęśliwą kobietą, albo on nie byłby już moim mężem ? Każde z nas musi mieć przestrzeń, obowiązki, pasje i prawa – inaczej to nie zadziała.
- pomoc innych – jeżeli macie dziadków, przyjaciół, nianię to korzystajcie! Jeżeli ci ludzie chcą Wam pomagać, opiekować się dziećmi i wspierać, to bierzcie tę pomoc. Ja tez musiałam się nauczyć prosić, musiałam zaufać innym – bez tego na wiele rzeczy nie miałabym i czasu i sił.
- telefony, spotkania z dzieckiem na ręku – nie każdą pracę da się wykonywać z dzieckiem na ręku. Do dzisiaj pamiętam jak rozmawiałam z ważnym klientem, a Neli zwymiotowała na mnie wtedy całą zawartością swojego żołądka ? Zdarza mi się zabierać dziecko na spotkanie, ale ranga tego spotkania musi być odpowiednia dla dziecka. Kiedy ustalam jakieś konkrety, ważne elementy, muszę się skupić to nie zabieram dziecka – korzystam wtedy z babć. Spotkania układam też tak, by minimum 2-3 sprawy załatwić jednego dnia. Wtedy ściągam babcię na pół dnia i jadę! A rozmowy telefoniczne? Nadal zdarzają się z dzieckiem na ręku, ale praktykuję też „rozmowy spacerowe” – dziecko w wózek, telefon do kieszeni, słuchawki i idę ?
- umiejętność odpoczywania i resetowania głowy – ciągle z tym walczę. Nie umiem się zwyczajnie położyć na kanapie i oglądać telewizji. Czuję, że tracę wtedy czas, że coś mi ucieka. Powinnam się nauczyć takiego słodkiego lenistwa, „nicnierobienia” – wiem, że głowie to jest potrzebne i że efektywność pracy wzrasta po takim resecie.
- godziny pracy – w tej kwestii nie powinnam się wypowiadać, bo jestem absolutnym zaprzeczeniem, ale w teorii wiem, że tak trzeba. Mianowicie – wyznaczyć sobie czas pracy, odpoczynku, czas dla rodziny. Często jest tak, że zamiast cieszyć się wolnym wieczorem – siedzę i kończę tekst, piszę brief dla klienta, dopracowuję wycenę, albo odpowiadam na maile. Często jest też tak, że klient również w tym czasie pracuje i tworzy się dyskusja. To jest złe! Po pierwsze nie szanuję swojego czasu, po drugie pokazuję to innym. Musimy mieć konkretny czas na pracę i resztę życia. A to, że zanim moja rodzina zje coś pysznego, to ja musze zrobić kilkanaście zdjęć temu kulinarnemu cudowi… no cóż ?
- nauczenie otoczenia, że praca w domu też jest pracą – to może być trudne ? Tego nauczył mnie mój mąż – był kiedyś taki czas, gdy jemu zdarzało się pracować z domu. Ja wracałam z pracy i byłam zła, że nie posprzątał, że nie zrobił prania itd… Albo kiedy oboje pracowaliśmy z domu, to chciałam ten dzień wykorzystać na jakieś zaległe zakupy, urzędowe sprawy itp. Powiedział mi wtedy, że owszem wszystko to może zrobić, ale po godzinie 16-stej, bo to tej godziny nasz dom jest jego biurem. Trochę marudziłam pod nosem, ale z czasem to zrozumiałam. Tak samo muszę podchodzić do odwiedzin znajomych, rodziny, do ploteczek przez telefon – można na tym stracić pół dnia, bo głupio odmówić, ale wreszcie się nauczyłam.
- elastyczność – nie oszukujmy się, że praca w domu pozwala na ogromną elastyczność, zatem jeżeli któreś z powyższych nie pasuje do Ciebie i Twojego stylu pracy to świat się przecież nie zawali ? Znam dziewczyny, które pracują na kocu w parku, znam takie które pracują w kawiarni, znam też takie które w połowie dnia jadą na siłownię. Ważne, by każdy znalazł swój sposób na efektywność i satysfakcję z wykonywanej pracy.
Podsumowując. Chyba się da ? Stosując powyższe zasady i pamiętając o kilku sprawach stwierdzam, że na pewno się da. Musimy jednak pamiętać, że mówimy tu o pracy „przy biurku”, bo moja praca to jednak praca biurowa + telefony, spotkania. Nie wyobrażam sobie pracy fizycznej/ manualnej z dzieckiem i szczerze podziwiam takie mamy, jeżeli takie w ogóle są! ?
Kto z Was pracuje w domu? Macie jakieś super sprawdzone patenty jak nad tym panować?