W życiu nie zawsze jest łatwo i nikogo chyba nie muszę przekonywać o tym, że jest. Nie omija to również młodych mam, chociaż wydawałoby się, że w pierwszych miesiącach po porodzie żyjemy z szklanej kuli, pod ochroną – tylko moje dziecko, mój mąż i ja. Nie oszukujmy się!
Kilka tygodni temu moja przyjaciółka – również młoda mama powiedziała mi, że prawie straciła pokarm w wyniku silnego stresu. Pomyślałam sobie, że bardzo jej współczuję bo wiem jak bardzo chciała karmić piersią. Szybko też zrozumiałam, że jestem o nią spokojna bo to silna babka i tak łatwo nie odpuści. Walczyła i udało się jej – nadal karmi.
Zaczęłam wtedy trochę czytać o wpływie stresu na nasz pokarm – zresztą kiedyś już o tym pisałam tu: http://www.mamawpoznaniu.pl/nie-denerwuj-matki-karmiacej/
Minęło trochę czasu, macierzyńskiej sielanki przepełnionej mlekiem i szczęśliwym bobasem, aż trafiło i mnie. Pomogły mi w tym oczywiście pewne wydarzenia, łzy i rozpamiętywanie. Mam też tendencje do „nakręcania się” jak to mówi mój mąż i do analizowania dnia podczas wieczornego karmienia – analizowania dnia, czyli również tych nieprzyjemnych rzeczy. Pierwszego dnia efekt tego wszystkiego był taki, że nie mogliśmy dziecka uspokoić przez pół nocy – mała rzucała się w łóżeczku, kopała nóżkami, machała rączkami, zasypiała i budziła się co chwilę z płaczem. Wtedy już wiedziałam, że kortyzol zrobił swoje!
Kolejny dzień był podobny – noc taka sama. Powiedziałam „dość!” – nie pozwolę na to, żeby moje dziecko cierpiało przez innych. Ale zanim zmądrzałam, mój organizm zaczął działać sam – „zakręcił kraniki z mlekiem”. Dziecko się złościło, płakało, ja nie miałam czym go na karmić – wspomagałam się mlekiem modyfikowanym, dopajałam wodą, na szczęście Wiki zaczyna już jeść zupki więc to też nas trochę ratowało.
Oczyściłam się z całej tej sytuacji, wypłakałam mamie, bo ona zawsze zrozumie, uspokoi i nawet telefonicznie przytuli (Btw. czy Wy też tak macie, że odkąd stałyście się mamami kochacie i doceniacie swoje mamy jeszcze mocniej? Może to wydać się komuś głupie, ale jak kilka dni nie słyszę swoich rodziców, to zwyczajnie za nimi tęsknię – tak! mam 29 lat i wcześniej byłam zbuntowaną nastolatką :)). Ale do brzegu! Jak już sobie popłakałam, pokrzyczałam, zjadłam dwie czekolady i pomyślałam jak bardzo kocham moją córeczkę wzięłam się w garść. Poszperałam w książkach, w Internecie, podpytałam mądrzejszych i postanowiłam się ratować poniższymi:
– duuuużo wody – Ameryki nie odkryłam ? nie będę piła – nie będzie mleka
– regularne jedzenie – trochę to zaniedbałam wcześniej, bo jak Wiki miała swoją pierwszą drzemkę, to ja zamiast zjeść śniadanie wolałam sprzątać mieszkanie, prasować, gotować obiad itd, ale szybko zmądrzałam…
– zioła – wybrałam mieszankę Lactosan. Piłam ją już zresztą po porodzie, bo mi matki wariatki nagadały, że po cesarce to ja na pewno nie będę miała pokarmu… tiaaaaa – pół osiedla mogłam wykarmić ?
– wspomagacze – jest na rynku preparat o nazwie Femaltiker – napój na bazie słodu jęczmiennego mający wspomagać laktację. Fakt – wspomaga!
– odstaw kawę – mimo, iż kofeina utrzymuje się w organizmie tylko przez godzinę, to odpuść na te kilka dni
– melisa – zamieniłam zwykła herbatę na melisę, zawsze to dodatkowe ukojenie, wyciszenie. Trzeba ją jednak pić przez kilka dni.
– relaks! zamiast myśleć i się martwić, myślałam o tym jakie mam szczęście – ile jest we mnie miłości, którą mogę dać temu małemu człowieczkowi…
– ciepłe kąpiele – wanna, piana, świece, maseczka… no! ?
– lenistwo z maluchem – czasem przychodzi taki dzień, kiedy zwyczajnie powinnyśmy poleniuchować – zostać w piżamie, poleżeć z dzieckiem i niech pije ile chce – bawić się z nim, śmiać, karmić, robić wspólnie głupie miny przed lustrem… to bardzo odstresowuje, nawet jak się nie ma kryzysu ?
– wsparcie męża – chyba nie ma nic cenniejszego…
– częste przystawianie dziecka do piersi – niech pije przez kilka minut, ale często – chyba nie ma lepszego pobudzacza laktacji niż mały ssak.
– laktator – można się nim wspomagać
– czytanie podczas karmienia – żeby nie myśleć o bzdurach, zajmij głowę czymś innym – poczytaj, obejrzyj jakiś głupi filmik na YouTube – śmiech to zdrowie ?
– nie, bawarki nie piłam ?
Wystarczyło kilka dni i wszystko wróciło do normy – naprawdę się da! Mleka nie jest co prawda tak dużo jak wcześniej, ale wszystko zmierza ku dobremu i mały człowieczek może się już najeść ?
I najważniejsze – myśl o Twoim dziecku! Dajesz mu najcenniejszy dar jaki tylko możesz dać – jeżeli ktoś nie potrafi tego uszanować to powinien się wstydzić. Nie pozwól komuś/ czemuś wpływać Wasze zdrowie i dobre samopoczucie. Jeżeli to sytuacja losowa, na którą nie miałaś wpływu – nie obwiniaj się!
I pamiętaj – dla swojego dziecka jesteś najlepszą mamą na świecie ?
Zachęcam Was też gorąco do lektury – książki „Opowieści o karmieniu piersią. Przełamując bariery” autorstwa naszej poznańskiej douli Marianny Szymarek, która opisała w niej historie kilku mam walczących o ten cenny dar jakim jest mleko matki. Wspaniała książka, czyta się szybko i wyciska łzy. Chcecie ją dostać?
To tyle! A teraz lecę udawać psa – moje dziecko kwiczy wtedy szaleńczo ? zresztą… ja też ?