Budujmy więzi od początku… zasady również!
Pewna pani psycholog powiedziała mi ostatnio, że najgorszą rzeczą jaką możemy zrobić swojemu związkowi na początku naszego rodzicielstwa, to zaraz po porodzie poprosić mamę o pomoc…
Mama się wtedy wprowadza na 2 tygodnie, doradza nam, pomaga kąpać, karmić, przewijać… niby super, więź się buduje – tylko czyja? No matki z córką oczywiście! A gdzie w tym wszystkim partner? Albo w pracy, albo gdzieś na uboczu, ale nie przy dziecku i swojej kobiecie – czyli tam gdzie w tym czasie powinien być! W naszym domu tak nie było – mąż wziął przysługujące mu 2 tygodnie urlopu i był z nami, kąpał, usypiał, przewijał, zabierał na spacery żebym mogła odpocząć, podawał kawę gościom którzy tłumnie i ochoczo odwiedzali nasz dom. Moja mama była pod telefonem 24 godziny na dobę i wiem, że gdyby tylko jedno moje słowo to już by u nas była, ale tego nie chciałam. Chciałam, żebyśmy sami stworzyli naszą nową, małą rodzinę. Chciałam, żebyśmy sami nauczyli się tego wszystkiego. Chciałam, żebyśmy sami przetrwali kryzysy. Chciałam, żebyśmy sami śmiali się przez łzy… I wiecie co? Udało się! Cała nasza trójka przeżyła, ze wszystkim sobie poradziliśmy i to był wspaniały czas. Moja mama oczywiście nie byłaby sobą gdyby nie przemyciła nam obiadów na cały tydzień, ale za to akurat jestem jej bardzo wdzięczna… no i to takie w jej stylu ?
Ale wracając do sedna… Od początku wyręczamy we wszystkim, a potem narzekamy, że mąż nie pomaga, że nie zajmuje się dzieckiem, że nie ma więzi… ale czyja to wina drogie Panie? Nasza! A to przecież zaczyna się dużo wcześniej – podejmujecie decyzję o wspólnym zamieszkaniu, wspaniale. I niech się stanie tak, że Ty to taka „Zosia, samosia” a Twój partner „Nie będę jej przeszkadzał”… i co wtedy? A to wtedy, że Ty sprzątasz, prasujesz, gotujesz, robisz zakupy, pieczesz ciasta temu jedynemu, śniadanie mu robisz, wyręczasz we wszystkim, bo przecież „zrobię to szybciej i lepiej niż on!”, a potem co? „Taka jestem zmęczona”, „w niczym mi nie pomagasz”… jeszcze raz zapytam – czyja to wina? Twoja! No chyba, że trafiłaś na faceta, który od dziecka wiedział jak ziemniaki się obiera i okna myje… nie wiedział, bo to mało męskie? Też to kiedyś usłyszałam ? Ale szyby w swoim ukochanym samochodzie umie i lubi polerować? I wosk też godzinami nakłada? I opony czernidłem też potraktuje? I żadnego okrucha w samochodzie też nie znajdziesz? No popatrz… czyli rączki jednak ma i umie? ? Wykorzystaj to! I nie mówię tu o robieniu z mężczyzny pomocy domowej i zrzucaniu na niego większości obowiązków. Absolutnie nie! Dzielmy się tym sprawiedliwie, ale się dzielmy… O tym, jak to zrobić będzie osobno niebawem ? Chodzi o to, by go nie odtrącać i nie pomijać w dbaniu o dom i rodzinę – traktować trochę jak dziecko i nie wychodzić z założenia, że coś zrobi źle i nie po mojemu. A jak już umyje te okna to cieszyć się jak wariatka i skakać z radości ? Zasada jest prosta – nie będziesz się cieszyć i skakać, tylko marudzić, że tu niedomyte i tam smuga… on więcej tych okien nie umyje! I jak już o zasadach mowa – era kiedy facet przynosił upolowaną zwierzynę na obiad i tu się kończyła jego rola już dawno minęły ?
Ale o więzi mało przecież być. O więzi ojca z dzieckiem. Wiadomo, że więź matki z dzieckiem buduje się szybciej, łatwiej i jakoś tak naturalnie – nosisz w brzuchu, czujesz ruchy, kopniaki, karmisz, tulisz, jesteś z dzieckiem w domu, kiedy mąż jest w pracy. Taka rola matki i nie ma powodu by od tego uciekać, bo to piękny czas i piękna więź. Ale więź dziecka z ojcem tez może być silna i piękna. I to wcale nie dopiero wtedy kiedy można z synem w piłkę pograć, czy rowerem nauczyć jeździć. Zaangażuj mężczyznę wcześniej! W naszym domu od początku istniała zasada – wracasz z pracy o 17 i wtedy przejmujesz dziecko. Wtedy tata był cały dla Wiki – czytali bajki, bawili się z psem i to wtedy w domu słychać było najgłośniejszy śmiech. Zapytałam kiedyś mojego męża, czy to jest dla niego OK, czy nie jest tak że przychodzi zmęczony do domu a tu córka już czeka i chce, żeby poświęcił jej 200% uwagi – odpowiedział, że to inna forma zmęczenia, inna forma uwagi… Zadanie jest o tyle ułatwione, że mój mąż pracuje umysłowo i w czasie takich zabaw z Wiki „mózg odpoczywa i się resetuje” – podobno ? Nie wiem jakby to było gdyby pracował fizycznie przez cały dzień, a po pracy Wiki chciałaby skakać, bawić się i grać w piłkę więc w tej kwestii wymądrzać się nie będę. Wiem jedno – jak widzę ich radosne uśmiechy, zabawy i totalne głupoty które razem wyprawiają to serce rośnie. I jeszcze jedno – gdyby nie ich więź, gdyby nie pomoc mojego męża, jego wsparcie i chęć bycia z dzieckiem to wiem, że nie byłabym taką mamą jaką jestem – uśmiechniętą, zadbaną i spełniającą się. Nie mogłabym sobie pozwolić na te wszystkie dobra, na które w pierwszym roku mojego macierzyństwa sobie pozwoliłam – kolejne studia, nauka angielskiego, spotkania z przyjaciółkami, wyjścia do kosmetyczki, fryzjera… Ale pamiętajcie! To wszystko MUSI działać w dwie strony – on też musi mieć czas na „swoje życie” – niech idzie powrzeszczeć z chłopakami jak nasi strzelają karne, niech się spotka z „tymi wszystkimi ludźmi, którzy fajne biznesy robią”, niech sobie pobiega wieczorem, też pójdzie do fryzjera, czy na ryby bez ryb pojedzie ? Wszędzie musi być równowaga – i w dbałości o dom, i w miłości i w byciu rodzicem. Równowaga daje szczęście – i rodzicom i dziecku. I taka właśnie równowaga pozwala budować niebywałą więź i równość w rodzinie.
Miłego tygodnia Kochani! ? :*
Brak komentarzy