Styl życia

Nie dałam się szufladkować i jestem szczęśliwa!

Zawsze byłam pyskata, ciekawska, myśląca inaczej niż inni. Miałam swoje zdanie, swój plan, ostatnie słowo.

Jakiś czas temu byliśmy w Olandii – robiliśmy tam zdjęcia w koszulkach do kampanii #MOCneSŁOWA. Na potrzeby tej właśnie kampanii powstał tekst – o tym, by pozwolić sobie na wybór. Postanowiłam się nim podzielić również z Wami

*****

Ciężkie życie mieli moi rodzice, nauczyciele, potem pracodawcy, mąż, teściowie – nie lubię jak mi się narzuca inne zdanie niż moje, jak mi się daje rady których nie chcę, jak mi się wciska kit bez argumentów… Nie lubię jak się mnie przekonuje do czegoś, w co nie wierzę. Nie umiem pozostać bez komentarza, nie umiem przemilczeć… Mama zawsze mi mówiła “więcej pokory dziecko”, a ja zawsze miałam gotową odpowiedź – ostatnie słowo. Zdarzało się, że było to o słowo za dużo, ponosiłam tego konsekwencje…

Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Od dziecka chciałam być lekarzem – startowałam w konkursach, pisałam referaty, książkę od biologii znałam na pamięć, rozszerzoną maturę z biologii zdałam świetnie… Potem złożyłam dokumenty na wydział lekarski, ale nie wierząc do końca w siebie, a chcąc pozostać w temacie zdrowia aplikowałam też na pielęgniarstwo i położnictwo. Na “medycynę” się nie dostałam, na pozostałe dwa tak – wybrałam pielęgniarstwo. Ułożyłam sobie w głowie scenariusz, że spróbuję, zobaczę co tam się w ogóle robi, a za rok może zaryzykuję jeszcze raz z wydziałem lekarskim. Nie zaryzykowałam – zostałam na pielęgniarstwie prawie 3 lata.

W połowie drugiego roku czułam coraz bardziej, że to nie to – i tak z miesiąca na miesiąc było coraz trudniej. Na trzecim roku rzuciłam studia. Kamień spadł mi z serca, odetchnęłam z ulgą…

Za to wielkie poruszenie w rodzinie!

Rodzice nie mogli zrozumieć dlaczego. Mieli na mnie plan – oboje mają specjalistyczne i konkretne zawody, stabilną pracę, bardzo poukładane życie. Tego samego chcieli dla nas – bezpiecznego zatrudnienia, spokoju i “etatu”. Ja rzuciłam studia, moi bracia wybrali muzykę i karierę artystyczną – mogę sobie tylko wyobrazić co się działo w głowach mamy i taty

Ciągle słuchałam, że marnuję sobie życie, że moje kuzynki kończą studia, a ja rzucam wszystko chwilę przed licencjatem… Trudno! Znowu miałam inne zdanie – zaczęłam szukać pracy i rozpoczęłam zupełnie nowe życie na własny rachunek.

Pojawiła się turystyka, zarządzanie, wizje różnych innych kierunków, podyplomówki… Studiowałam 10 lat. Pracy też było sporo – produkcja, restauracja, sekretariat, konsultant ślubny, wreszcie marketing. Działo się! Nadal się nie zmieniałam – nadal na czyjeś jedno słowo, ja wyrzucałam z siebie 15. Lawirowałam, szukałam drogi.

Trafiłam do branży motoryzacyjnej – najmłodsza w zespole, w którym ludzie pracowali po kilkanaście lat. Czułam, że mnie sprawdzają, widziałam że komentują, musiałam udowadniać i sobie i innym, że wiem co to silnik w samochodzie.

I tak bez przerwy muszę coś światu udowadniać…

Ostatnio powiedziałam przy wydawałoby się bliskich osobach, że jestem zmęczona bo Neli się budziła i miałam ciężką noc. Kto mnie dobrze zna, ten wie że narzekanie to ostatnia rzecz jaką można do mnie przypiąć. Jednak w tym konkretnym przypadku usłyszałam, że to chyba oczywiste, że skoro mój mąż pracuje i zarabia, to ja wstaję do dzieci w nocy… Zabolało! Bardzo zabolało, bo ilością tematów domowych, projektów zawodowych, spraw które każdego dnia muszę skończyć mogłabym obdzielić kilka osób.

Mam to ogromne szczęście, że w naszym domu nie panuje układ jak z czasów naszych rodziców – że mój mąż nie jest od zarabiania pieniędzy, a ja od pieluch, obiadów i nocnego wstawania. Oboje mamy plan, oboje jesteśmy ważni, oboje się realizujemy, ale musimy być przy tym bardzo dobrze zorganizowani – mamy kalendarz, mamy swoje obowiązki, mamy swoje pasje, wymieniamy się nocnym wstawaniem, wymieniamy się opieka nad dziećmi; mamy czas dla rodziny, mamy czas na randki ze sobą, mamy mnóstwo pracy zawodowej …  Jesteśmy zorganizowani jak jednostka specjalna ! ?

Dzięki tej organizacji znalazłam również czas na bloga – od ponad trzech lat jestem autorką mumslife.pl. Po co? Dlaczego? Zaczęło się od tego, że będąc w pierwszej ciąży szukałam informacji o tym, jak to będzie gdy urodzę – czytałam i byłam przerażona! Albo czarne scenariusze, albo róż z Instagrama, który potem zweryfikowało życie. Postanowiłam stworzyć miejsce w sieci, które da kobietom równowagę – balans między cukierkowym macierzyństwem z mediów, a legendarną zimną kawą pitą przez matki w pośpiechu. Wraz z kolejnymi miesiącami w roli mamy, potem przy okazji drugiej ciąży weryfikowałam to wszystko jeszcze bardziej – byłam poukładana jak szwajcarski zegarek, nauczyłam się też czasem odpuszczać i w całym tym wielkim projekcie zwanym macierzyństwem zawsze znajdowałam czas dla siebie. Namawiam też do tego inne mamy i nie boję się mówić, że zdrowy egoizm jest nam czasem potrzebny, bo my również jesteśmy ważne.

Ale do brzegu! Po co o tym wszystkim piszę? Po to, by pokazać dwie rzeczy. Po pierwsze, że jako rodzice mamy na nasze dzieci jakiś “plan”, jakiś scenariusz ich życia, a dzieci…. mogą mieć zupełnie inny plan? A druga sprawa – że pozwalamy się szufladkować, oceniać, wkładać w schematy.

Czasami tak patrzę na Wiki i widzę w niej siebie – ma dziewczyna swoje zdanie! Ma charakter! Ma siłę przebicia jako trzylatka.  Ja w prawo – ona w lewo ? I wiecie co? Ogromnie się boję o moje córki. O to jakie życie wybiorą, jaką drogą pójdą. Ale jeszcze bardziej boję się o siebie – żebym nie próbowała im niczego narzucać, żebym pozwoliła wybrać im własne szczęście, żeby wiedziały że będę dla nich wsparciem bez względu na to jaką drogą zawodową pójdą, jaką miłość wybiorą, w co będą wierzyć, gdzie zechcą mieszkać.

Boję się też tego, że świat będzie chciał je oceniać, krytykować, krzywdzić schematami. Że ktoś będzie wątpił w ich profesjonalizm, że ktoś będzie chciał im udowodnić, że nie są wystarczająco dobre, że one w siebie zwątpią… Ale wtedy świat musi wiedzieć, że one mają mnie! ?

Dziewczyny! Nie dajcie się oceniać! Poszukajcie w sobie zalet i róbcie to, co kochacie. Życzę Wam tego z całego serca.

P. S.  Pytacie co to za koszulki? To dzieło projektu Dziewczynka Pełna Mocy i firmy Koszulove.com. Hasła na koszulkach nawiązują do kampanii MOCneSŁOWA – zajrzyjcie do nich koniecznie!

Wybierając koszulkę zupełnie nie mogłam się zdecydować, bo tyle haseł do mnie pasowało ? A co pasuje do Was?

Dochód ze sprzedaży koszulek wspiera dalszy rozwój projektu Dziewczynka Pełna Mocy!