Dieta pudełkowa – plusy, minusy i efekty!
Piszecie, pytacie: „Jak jedzenie?”, „Ile schudłaś?”, „Czy warto??”, „Czy smacznie?” ? Minął miesiąc odkąd zaczęliśmy korzystać z diety pudełkowej od MaragoFit – postanowiłam więc zebrać moje przemyślenia i się nimi z Wami podzielić.
Na początek fakty:
- moje dzieci jedzą w żłobku/ przedszkolu – nie głodzę ich brakiem obiadu w domu ?
- dietetyk z MaragoFit na podstawie wywiadu dobrał mi dietę „Standard” o kaloryczności 1500 kcal, mój mąż korzysta z diety „Protein Sport” o kaloryczności 2500 kcal.
- zdecydowałam się na dietę od poniedziałku do piątku
- jedzenie przyjeżdża codziennie między 5 a 6 rano
- w paczce jest 5 posiłków: śniadanie, II śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja
- wszystkie dania znajdują się w jednorazowych opakowania, które można podgrzewać w kuchence mikrofalowej.
- w torbie znajdziemy również sztućce – wyjątkowo przydatne, jeżeli wyjeżdżamy gdzieś i zabieramy jedzenie
Plusy:
- jem regularnie – wcześniej miałam z tym ogromny problem! Potrafiłam nie jeść pół dnia, potem jadłam wszystko co mi wpadło w ręce. Popełniałam też najgorszy dietetyczny grzech – czasami nie jadłam śniadania, bo wmawiałam sobie, że „nie mam na to czasu”. Teraz jest inaczej! Odwożę dziecko do żłobka, wracam do domu, wyciągam śniadanie z torby Marago i zwyczajnie, jak człowiek jem ? Zajmuje mi to chwilę, nie boli mnie potem głowa z głodu i mam więcej siły do pracy.
- jem różnorodnie – bywało tak, że jak zasmakowało mi jedno danie to potrafiłam je jeść kilka dni z rzędu. Teraz codziennie mam coś zupełnie innego. Nawet jak dania się powtarzają, to mają inne dodatki.
- jem pełnowartościowo – jem warzywa, owoce, ryby, mięso, różne kasze. Wszystko jest zbilansowane i po każdym posiłku czuję, że zjadłam coś dobrego dla mojego organizmu.
- oszczędzam czas – tutaj wrócę do tego śniadania, którego nie jadłam z braku czasu. Oczywiście ten brak czasu, to tylko mój wymysł kierowany lenistwem… no bo ile trwa przygotowanie śniadania dla jednej osoby? Ale teraz nie mam wymówek – bardzo oszczędzam czas, a przy tym jem tak jak powinnam
- oszczędzam prąd/ wodę – dotyczy to również mycia naczyń.
- nie marnuję jedzenia – kto gotuje, ten wie że często nam coś zostaje, nie wykorzystujemy tego, wyrzucamy. Tutaj nie ma takich sytuacji – jem dokładnie to, co mam w pudełku i nie produkuję dzięki temu resztek.
- oszczędzam pieniądze – to jeszcze liczę, ale już wpisałam jako plus ? Sama dieta nie jest sprawą tanią i na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to strasznie dużo. No bo tak… moja dieta to koszt 1000 zł/ miesiąc, dieta mojego męża to koszt 1200 zł/ miesiąc. Ale policzmy: po pierwsze zakupy (u nas to koszt średnio 500 zł/ tydzień), czas na zakupy, czas na gotowanie, energia elektryczna (gotowanie/ zmywarka), woda (zmywarka). Mnie to przekonuje ?
- w diecie pojawiają się słodycze!! To dla mnie ogromny plus, bo ja czasami muszę zjeść coś słodkiego i koniec – i nic mnie nie powstrzyma. A jak w momencie kryzysu nie zjem kostki czekolady, to za tydzień zjem tabliczkę, bo będę o niej ciągle myśleć ? Dlatego ogromnie się cieszę, że w Marago ktoś pomyślał o takich łakomczuchach jak ja – było brownie, był sernik, były batoniki zbożowe, była Panna Cotta.
Minusy/ wnioski:
- nie mam w domu kuchenki mikrofalowej (i nie zamierzam mieć) więc podgrzewanie dań czasami bywa kłopotliwe – przypuszczam, że ludzie którzy taki cud techniki mają podgrzewają jedzenie dużo szybciej i nie brudzą kolejnych naczyń.
- przyjmowanie gości – mamy środek tygodnia i ktoś chce do nas wpaść niespodziewanie na kawę… A lodówka? Pusta!
- kocham gotować! Więc muszę się pilnować, żeby w weekend nie nadrobić tego wszystkiego, co straciłam w ciągu tygodnia, bo mam wtedy ochotę ugotować dosłownie wszystko!
- generowanie śmieci – niestety przy dwóch osobach na diecie generujemy codziennie worek plastikowych pojemników. No nie jest to eko ?
- czasami jest tak, że zwyczajnie masz na coś ochotę. Wstajesz rano i myślisz sobie – „ale mam ochotę na owsiankę z malinami!” A na śniadanie przyjeżdżają kanapki z pastą rybną ? Ale do wszystkiego można przywyknąć!
- trzeba się przyzwyczaić i tyle ? Na początku kusiło mnie – chodziłam po domu, szukałam przekąsek, denerwowały mnie soki/ koktajle zamiast posiłku. Z każdym dniem było coraz lepiej.
Efekty:
- w pierwszym i drugim tygodniu chudłam po 1,5 kg. W kolejnych dwóch po 0,5 kg. Łącznie dało to 4 kg i z diety jestem bardzo zadowolona, bo jak na samą zmianę nawyków żywieniowych to bardzo dobry wynik.
- ….z siebie nie jestem zadowolona, bo moja aktywność fizyczna w tym miesiącu była na poziomie krytycznym ? Wiem, że gdybym do tego dołożyła więcej sportu, to efekty byłyby extra!
- lepiej się czuję! Wcześniej często bolała mnie głowa – wystarczyło, że od rana nie zjadłam nic, usiadłam do pracy, w okolicach południa byłam już koszmarnie głodna i głowa zaczynała mnie boleć. Jadłam więc coś na szybko, ale nie oszukujmy się – ból już narastał
- mam więcej energii – jem mniej cukru, więcej warzyw i owoców, więcej zdrowych rzeczy i naprawdę to czuję.
- ogólnie czuję się lżej i jakoś tak lepiej ?
Zatem reasumując – JESTEM BARDZO ZADOWOLONA ? Będę kontynuować dietę i informować Was co dzieje się dalej!
…. ale czy pamiętacie o moim kodzie rabatowym? Na hasło mumslife10 otrzymacie 10% zniżki!